piątek, 27 czerwca 2014

Spojrzenie na Polskę.

Serdecznie witam wszystkich.
Siedzę sobie i przeglądam wiadomości na Onecie starając się być na bieżąco w tym, co się dzieje w Polsce. Robię to praktycznie każdego dnia i z wielkim zainteresowaniem przygladam się wszystkiemu z boku.
To, co w ostatnich dniach działo i dzieje się w kraju nie mieści mi się w głowie i wywołuje u mnie coraz większe zażenowanie wobec moich nowych znajomych, którzy w większości są Niemcami. Często zadają mi oni bardzo niewygodne pytania o sytuację w RP, na które niestety nie umię im sensownie odpowiedzieć.
W takich chwilach bardzo często przychodzi mi na myśl wiersz polskiego poety Jana Kasprowicza, żyjacego na przełomie XIX i XX wieku, zatytułowny "Rzadko na moich wargach". Słowa tego wiersz pasują mi do opisania polskiej klasy politycznej panoszącej się w naszym kraju po 1989 roku i dlatego pozwolę sobie w tym miejscu umiescić cały jego tekst.
 
Rzadko na moich wargach
Niech dziś to warga ma wyzna
Jawi się krwią przepojony
Najdroższy wyraz: Ojczyzna.
 
 
Widziałem, jak się na rynkach
Gromadzą kupczykowie,
Licytujący się wzajem,
Kto Ją najgłośniej wypowie.
 
Widziałem, jak między ludźmi
Ten się urządza najtaniej,
Jak poklask zdobywa i rentę,
Kto krzyczy, iż żyje dla Niej.
 
Widziałem, jak do Jej kolan,
Wstręt dotąd serce me czuje,
Z pokłonem się cisną i radą
Najpospolitsi szuje.
 
Widziałem rozliczne tłumy
Z pustą, leniwą duszą,
Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej
Resztki sumienia głuszą.
 
Sztandary i proporczyki,
Przemowy i procesyje,
Oto jest treść Majestatu,
Który w niewielu żyje.
 
Więc się nie dziwcie – ktoś może
Choć milczkiem słuszność mi przyzna,
Że na mych wargach tak rzadko
Jawi się wyraz – OJCZYZNA.
 
Według mnie słowa te bardzo wyraźnie opisują "polityków" ze wszystkich partii działających w Polsce. Wszyscy oni krzyczą o swojej walce dla dobra kraju, a w rzeczywistości uprawiają ogromną prywtę. Robią wszystko, żeby jak najdłużej siedzieć przy korycie i nabierać z niego jak najwięcej w celu powiększenia swoich i tak dużych majatków. Obserwując ich zachowanie każdy normalny człowiek czuje chyba to samo, co ja, czyli wstyd i zażenowanie. Wielka szkoda, że ludzie ci nie wezmą sobie do serca tego, co napisał stawiany na równi z Adamem Mickiewiczem, a nawet nobilitowany do roli wieszcza Jan Kasprowicz. Myślę, że warto byłoby, żeby zastanowili się nad swą działalnością i zmienili coś w swym postępowaniu. Niestety... jest to tylko moje wielkie marzenie, które chyba nigdy nie zostanie spełnione.
Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do dyskusji.
 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Republika bananowa dla wybranych.

Witam wszystkich.
Zawsze myślałem, że moim krajem jest, wcześniej Polska Rzeczpospolita Ludowa, a od roku 1989 Rzeczpospolita Polska. Dziś zastanawiam się jaką nazwę powinna nosić ta "republika bananowa" stworzona przez wszelkiej maści "polityków" w powiązaniu z jegomościami w czarnych sukienkach. Ludzie ci cały czas krzyczeli i krzyczą do dziś o swojej walce z komunistami i ich kradzieżami. 
Po zmianie ustrojowej, gdy wielu prominentnych działaczy PZPR-u wzbogaciło się w niejasnych okolicznościach nagle okazało się, że nie są te komuchy tacy źli. Jeszcze gdy ze znajomościami z nimi mogą wiązać się jakieś profity to są oni bardzo fajni i mili. Nowa elita polityczna poszła po rozum do główki i postanowiła się też wzbogacić. W tym celu od ponad 25 lat, gdy dorwali się do koryta są w stanie zrobić wszystko, żeby trwać przy nim jak najdłużej. Od tego czasu pomnażają swoje majątki w tempie wyjątkowo szybkim i w sposób prawie jawny wykorzystując w tym celu wszelkie możliwe metody. 
Ci w czarnych szatach pod pozorem zwrotu majątków kościelnych "zagrabionych" przez komunistów wzięli o wiele więcej niż posiadali przed wojną. Nie ważne, że za zwrotami wielkiej ilości ziemi i budynków kryło się zwykłe okradanie wielu ludzi. Dla nich liczyło się tylko to, że otrzymywali wszystko czego żądali. Dokonywało się to w atmosferze afer i przekrętów, które nie zostały do końca wyjaśnione, a majątki pochodzące z przestępstwa nadal pozostają w ich rękach.
Politycy walczący wcześniej z komunistycznymi nieprawidłowościami nagle zamilkli, nie krzyczeli "Rozliczyć złodziei !!!", "Zabrać wszystko !!!". W zamian za poparcie przed wyborami, wygłaszane z ambon kościelnych i w jedynym słusznym radiu siedzieli cichutko i robili wszystko, aby takie sprawy wyciszyć. Było im to bardzo potrzebne, żeby dalej trwać przy źródle poważnych dochodów i innych profitów.
Po usadowieniu się na stołku poselskim lub rządowym zaczęli rozglądać się za możliwościami dorobienia się czegoś, a najlepiej pokaźnego majątku w formie mieszkań, domów i tym podobnych dóbr. Wielu udało się to znakomicie czym wzbudzili zazdrość tych, którzy dochrapali się mniej. Na porządku dziennym stały się podsłuchy i wzajemna inwigilacja z wykorzystaniem służb opłacanych z pieniędzy podatników. W odpowiednim momencie zaczyna się krzyczeć o aferze łapówkowej wykorzystując nagrane taśmy i zrobione zdjęcia. Delikwent zamieszany w takiej aferze odchodzi od koryta, sprawa po pewnym czasie zostaje zamieciona pod dywan, a na jego miejsce przychodzi nowy i to on jest na dorobku.
Takie reguły gry panują właśnie w republikach bananowych, gdzie niewielka grupa politykierów raz na jakiś czas zamienia się rolami. Dzieje się to dlatego, żeby właśnie ta klika mogła dorobić się majątków odpowiednio dużych.
Od dwudziestu pięciu lat w taki właśnie sposób funkcjonuje w Polsce grupa, która w 1989 roku zastąpiła u steru władzy komunistów. Wystarczy przejrzeć listę ludzi sprawujących jakieś funkcje polityczne w naszym kraju, a okaże się, że są to cały czas te same osoby. Co jakiś czas dopuszczają do swego grona nowych, ale bardzo zaufanych i spolegliwych członków kliki. Cały czas dorabiają sobie na różne sposoby i pilnują, żeby czasem ktoś inny nie miał zbyt długo i zbyt wielkich możliwości "zarobkowych".
Dlatego też sobotnia afera podsłuchowa ujrzała światło dzienne. Nie może przecież być tak, że przyszłoroczne wybory wygra kolejny raz jedna i ta sama partia. To byłoby już zbyt długo, żeby z tego koryta mogli korzystać tylko jej członkowie. Inni przecież też chcą poprawić swój byt w bardzo szybkim czasie.
Myślę, że w Polsce nadszedł już czas, aby całe to towarzystwo "wzajemnej adoracji" pogonić na cztery świata strony.
Wszystkich tych "bojowników" należy oderwać od koryta, wybrać całkiem nowych ludzi i pilnować, żeby zbyt szybko nie nauczyli się sztuki dorabiania się.
Gdy tak się stanie nie będzie żadnych afer podsłuchowych, zakulisowego załatwiania funduszy, przekazywania pod stołem kopert, a raczej walizek z kasą. Nie trzeba będzie zastanawiać się nad tym, co zrobi premier po ujawnieniu machlojek dokonywanych przez jego ministrów.
Mam cichą (a nawet bardzo cichą) nadzieję, że kiedyś dojdzie w tym kraju do takiej właśnie sytuacji.
Na dzień dzisiejszy cieszę się, że mieszkam i pracuję poza Polską i nie mnie okradają hochsztaplerzy trzymający swe stołki pod d...mi od dwudziestu pięciu lat.
Pozdrawiam wszystkich i życzę normalności w Polsce.


sobota, 7 czerwca 2014

WSTYD I ŻENADA !!!

Witam wszystkich. 
Do napisania tego posta skłoniła mnie wiadomość o apelu reżysera filmowego  Xawerego Żuławskiego. Otóż ten pan raczył zwrócić się z prośbą o pomoc dla swojej chorej na raka matki. Mamą tego pana jest znana polska aktorka pani Małgorzata Braunek.
Na określenie takiego kroku ciśnie mi się na usta tylko jedno słowo - ŻENADA !!! Potrafię zrozumieć każdego człowieka, który w krytycznej sytuacji chwyta się przysłowiowej brzytwy, ale tego faktu zrozumieć nie potrafię i nie chcę.
Biedni polscy artyści w ostatnim czasie bardzo często narzekają, że nie mają za co żyć bo ich emerytury są takie niskie. Teraz ten apel o zbiórkę pieniędzy na leczenie w zagranicznej, prywatnej klinice jednej z grona artystów.
W tym miejscu nasuwa mi się kilka pytań, na których odpowiedzi mogę się tylko domyślać i snuć własne wnioski:
1. co ci ludzie robili i robią z pieniędzmi otrzymywanymi za role w filmach, za wykonanie piosenki czy też inną działalność artystyczną ?
2. dlaczego w przypadku tej pani wybór miejsca leczenia padł na drogą zagraniczną klinikę ?
3. co mają w takiej sytuacji zrobić normalni ludzie pracujący za 1200 - 1500 złotych lub polscy emeryci otrzymujący podobne kwoty, gdy dopadnie ich choroba ?
Myślę, że wszyscy "biedni" artyści przez całe lata, od swoich wysokich dochodów płacili bardzo niskie składki na ubezpieczenia społeczne, bo myśleli, że państwo dołoży im nieco z uwagi na ich wkład w narodową kulturę , a większość pieniędzy przeznaczali na luksusowe życie.
Dziś okazuje się, że ich emeryturki są na takim samym poziomie jak przeciętnego zjadacza chleba. Nagle doznali szoku i teraz krzyczą w mediach:
"Jak tak może być ?","Za co ja mam dalej żyć ?", "To jest skandal !!!", "To jest nie do przyjęcia !!!".
Prawdopodobnie tak było też w przypadku pani Braunek, która napewno nie zdradzi, gdzie są pieniądze za jej role w filmach, występy na teatralnej scenie czy też z działalności pozaaktorskiej.
Gdy zachorowała na raka i po pierwszej kuracji choroba powróciła, nagle okazało się, że nie stać ją na leczenie. I tylko zastanawiające jest to, że leczenie to ma odbywać sie w zagranicznej, prywatnej klinice, gdzie koszty kuracji są bardzo wysokie.
I znów trzeba zadać pytanie: co ma zrobić zwykły człowiek pracujący za marne grosze lub normalny emeryt w czasie gdy zachorują ???
Tych ludzi napewno nie stać na drogie zabiegi, operacje czy też leki najnowszej generacji, do których Narodowy Fundusz Zdrowia nie dopłaca. Tym bardziej nie stać ich na leczenie w prywtnych klinikach. Ludzie ci muszą czekać w wielotygodniowych, a czasami wielomiesięcznych kolejkach do lekarzy specjalistów i na miejsca w szpitalach wykonujacych zabiegi .
Za co i jak mają oni żyć ze swoich marnych poborów i świadczeń emerytalnych lub rentowych ?
Czy w takiej sytuacji też mają pisać apele do społeczeństwa o wsparcie finansowe ?
Czy może lepiej będzie żeby zrezygnowali z leczenia i spokojnie umierali ?
Mam tutaj taki swój osobisty apel do ludzi pokroju pana Żuławskiego i tych narzekających artystów, żeby zorganizowali ogólnopolską zbiórkę pieniędzy, ulokowali je na specjalnym, wysokooprocentowanym koncie w dobrym i stabilnym banku.
I żeby z zasobów tego konta mogli korzystać wszyscy potrzebujący pomocy finansowej na wypadek choroby.
Myślę, że wtedy byłoby to uczciwie i fair w stosunku do wszystkich, bo przecież żeby artyści mogli tworzyć i występować ktoś musi pracować i wytwarzać artykuły potrzebne im do życia.
A może lepiej byłoby, żeby wszyscy ci artyści, których w Polsce jest dość spora rzesza zaczęli wywierać silny nacisk na władze w celu zreformowania systemu opieki zdrowotnej w naszym kraju tak, żeby zawsze były pieniądze na leczenie chorych i żeby każdy miał do nich równy dostęp.
Wtedy byłoby to sprawiedliwe i wszyscy mieliby równe szanse na to by być dobrze, szybko i po ludzku leczonym.
Wtedy nie musiałby pan Żuławski występować z apelem o pomoc dla mamy, który podejrzewam wielu ludzi odebrało podobnie jak ja jako WSTYD i ŻENADĘ !!!
Pozdrawiam wszystkich czytających i z góry dziekuję za WSZYSTKIE komentarze, te "za" jak i "przeciw".

wtorek, 3 czerwca 2014

Urlop z dializami.

Witam wszystkich czytających moje blogi.
Dziś chciałbym zająć się sprawą urlopu dla ludzi z chorobami nerek, którzy  muszą być cały czas dializowani. Skłonił mnie do tego e-mail jaki otrzymała moja żona po opublikowaniu na swoim blogu wrażeń z naszego tegorocznego urlopu.
 Jak już wspominałem wcześniej w roku 2012 podjęliśmy z żoną decyzję o opuszczeniu naszego kraju i emigracji do Niemiec. Na początku wszystko było w porządku - znaleźliśmy tutaj mieszkanie, pracę i zaaklimatyzowaliśmy się w nowym środowisku.
W czerwcu 2013 roku stwierdzono u mnie raka jelita grubego i złe, a nawet fatalne funkcjonowanie nerek. W pierwszej kolejności niemieccy lekarze zajęli się walką ze zwierzątkiem siedzącym w moim organizmie, którą w krótkim czasie wygrali. Po serii chemioterapii i naświetleń wykonali operację usuwając WSZYSTKIE !!! komórki rakowe. W następnej kolejności "wzięli" się za mnie lekarze nefrolodzy i urolodzy. Pierwsza faza obejmowała leczenie farmakologiczne, a w listopadzie zadecydowali o poddaniu mnie dializowaniu. Od tego czasu trzy razy w tygodniu, po cztery godziny, najpierw w szpitalu, a następnie w Centrum Zdrowia leżę na łóżku przypięty dwoma wężykami do maszyny czyszczącej moją krew.
Z uwagi na to, że rok wcześniej moja żona nie miała żadnego urlopu, co spowodowane było moją hospitalizacją, w kwietniu 2013 roku oświadczyłem pani Doktor z Centrum Dializ, że bez względu na wszystko udaję się na urlop i dlatego zawieszam wykonywanie dializ. Reakcja mojej lekarki była natychmiastowa - po niespełna godzinie odwiedziła mnie bardzo miła pani z działu socjalnego Centrum przynosząc mi dwie broszurki i jedną książkę.
Pierwsza broszura zatytułowana "KfH - Urlaubsdialyse" ("KfH - urlopowe dializy")zawiera adresy stacji dializ na terenie Niemiec z podziałem na turystycznie atrakcyjne regiony i miasta.

 
Druga "Urlaub & Dialyse!" ("Urlop i dializy!") to wykaz miejsc najczęściej odwiedzanych przez Niemców. Broszura zawiera adresy hoteli, z adresami i opisami, znajdujących się najbliżej stacji dializ. 


 

 

 
Książka "Dialyse unterwegs 2014" ("Dializy w drodze 2014") jest zbiorem danych adresowych we wszystkich regionach turystycznych, praktycznie na całym świecie ( w tym także w Polsce).

 
Wszystkie te pozycje wydane są przez trzy odrębne firmy zajmujące się tym tematem:
1. KfH Kuratorium für Dialyse und Nierentransplantacion z Neu-Isenburg,
2. Feriendialyse Dr. Berger z Waltzlar.
3. Bundesverband Nieren e. V. z siedzibą w Mainz,
Moim zadaniem było przejrzeć te wydawnictwa i zgłosić swój wybór miejsca, gdzie chcę spędzić urlop.
Sytuacja ta była dla mnie osobiście bardzo miłym zaskoczeniem. Pokazała, że pacjent w takiej, zdawałoby się beznadziejnej sytuacji, nie jest zostawiony samemu sobie, bez żadnej opieki i bez żadnych możliwości na normalne życie.
Następnego dnia udałem się do swojej Krankenkassy (polska Kasa Chorych) z zapytaniem jak wygląda sprawa finansowania dializ poza granicami Niemiec. Otrzymałem odpowiedź, że nie ma żadnych problemów, bo kasa wszystko opłaca i jedynie muszę przedstawić kosztorys tych zabiegów.
Po południu zajęliśmy się z moją Kochaną Żoną lekturą wyżej wspomnianych publikacji i dokonaliśmy wyboru miejsca, gdzie chcemy jechać. Nasz wybór padł na miejscowość turystyczną Bodrum w Turcji.
Następnym krokiem była wizyta w Reisebüro (Biuro podróży), gdzie ustaliliśmy termin naszego wyjazdu urlopowego.
Gdy opowiedziałem swojej lekarce o wynikach wizyty w Krankenkassie i w biurze podróży to dosłownie w przeciągu 3 godzin (słownie: TRZECH GODZIN !!!) miałem wszystkie formalności związane z wyjazdem załatwione.
Składało się na to między innymi:
1. telefon do firmy Feriendialyse i zebranie wszystkich wiadomości odnośnie warunków dializowania w Bodrum,
2. otrzymanie zapewnienia, że natychmiast zostanie przefaxowany kosztorys do mojej Krankenkassy,
3. zebranie wszystkich innych wiadomości związanych z moim wyjazdem odnośnie ubezpieczenia i potrzebnych dokumentów .
Wszystko to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło i utwierdziło w przekonaniu, że rok wcześniej podjęliśmy z żoną bardzo dobrą decyzję odnośnie naszej emigracji.
Zaopatrzony w medykamenty i dokumenty celne w języku niemiecki i tureckim mogliśmy z Żoną udać się na nasz wymażony urlop. 
Same dializy w Turcji przebiegały w takich samych warunkach jak tutaj w Niemczech, czyli:
- rano podjeżdżało auto i zawoziło mnie do stacji dializ,
- po zważeniu, przyłączali mnie dwoma wężykami do maszyny,
- przynosili śniadanie, żebym nabrał sił i nie był głodny,
- po czterech godzinach kolejne ważenie,
- na koniec zostaję odwożony do mojego hotelu i mam resztę dnia dla siebie i Żony :-)
Tak to wszystko wygląda w niemieckim wydaniu, a jak jest w Polsce niestety nie mam zielonego pojęcia. Jednakże znając życie i polskie realia, taka sytuacja prawdopodobnie jest nie do pomyślenia, a przynajmniej ja sobie nie umię tego wyobrazić !!! 
Nie będę się dalej wypowiadał na temat polskiej opieki zdrowotnej, gdyż jest to temat rzeka, ale dziś z perspektywy dwuletniego pobytu w Niemczech widzę kolosalną różnicę i uważam, że emigrując wygrałem wielki los na loterii. 
Być może kiedyś opiszę to w szerszej formie, żeby pokazać i udowodnić, że pieniądze płacone na ubezpieczenia zdrowotne w Polsce są pieniędzmi zmarnowanymi, a sam system opieki zdrowotnej w Polsce jest do D... !!!
Mam nadzieję, że mogłem pomóc w jakiś sposób wszystkim z chorobami nerek i proponuję im, żeby poszli do Kasy Chorych i popytali, jak to jest w ich przypadku. Mam nadzieję, że jest podobnie, ale nikomu nie chce się poinformować  pacjenta o przysługujących mu prawach.
Pozdrawiam wszystkich czytających mojego bloga i życzę wszystkiego najlepszego.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Jestem zdziwiony !!!

Dzień dobry.
Przeczytałem dziś na Onecie kolejny artykuł o nastoletniej licealistce, która nazwała Premiera Tuska "zdrajcą Polski".
Dziwi mnie to, że wszystkie media zajmują się tym jakże "fascynującym" tematem.
Dla mnie osobiście jest to bardzo żenująca sprawa, że młodzi ludzie będący u progu dorosłego życia zabierają głos w sprawach, o których nie mają zielonego pojęcia. Co może powiedzieć młoda osoba na temat tego czy ktoś zdradził interesy społeczeństwa polskiego, czy nie. Jestem daleki od tego, żeby bronić Premiera, ale uważam, że używając takich słów trzeba mieć mocne dowody na ich poparcie.
Myślę, że ta licealistka nasłuchała się dyskusji dorosłych, w tym opozycyjnych polityków i normalnie powtarza ich słowa w celu zaistnienia.
Gdyby było inaczej to prawdopodobnie w czasie spotkania z Panem Tuskiem zadałaby wiele pytań związanych z jej oświadczeniem. Zapytałaby Premiera dlaczego nie wywiązał się ze wszystkich obietnic składanych publicznie. Przedstawiłaby argumenty na poparcie swoich słów.
Niestety tak nie było - na spotkaniu ani razu nie zabrała głosu !!! Nie zadała ani jednego pytania Premierowi !!!
Dlaczego ???
Według mnie spowodowane to było właśnie brakiem jakichkolwiek argumentów i normalną, totalną niewiedzą. Uważam, że nie orientuje się ona w całej kwestii polityki, a swoją wiedzę czerpie jedynie z wypowiedzi pseudo polityków, którzy każde posunięcie rządu krytykują dla zasady i nazywają "zdradą" i "hańbą".
Faktem jest, że ta młoda osoba zaistniała, że wszyscy o niej usłyszeli, że wszystkie media zamieszczają jej wypowiedź i zdjęcia. I chyba o to jej właśnie chodziło, bo w ostatnim czasie jest to bardzo modne.
Z drugiej strony dziwię się szefowi polskiego rządu, że nie rozpoczął dyskusji z dziewczyną zadając jej jedno proste pytanie : "Dlaczego tak uważa ?". Prawdopodobnie okazałoby się już wtedy, że dziewczę nie ma zielonego pojęcia o tym co mówi, że jej mózg jest już "wyprany", że nie myśli samodzielnie, a jedynie wygłasza slogany zasłyszane od przeciwników Premiera.
Dziwi mnie też sprawa z kwiatami dla smarkatej.
Co chciał pan Tusk tym osiągnąć ?, co chciał pokazać ?
Dużo lepiej wyglądałoby gdyby starał się nawiązać z nią dyskusję i przedstawić jej swoje argumenty niż obdarowywać ją kwiatami, których i tak nie przyjęła.
Prawdopodobnie doradcy premiera zawiedli i uważam, że powinien ich wymienić.
Pozdrawiam wszystkich czytających tego posta i zapraszam do szerszej dyskusji w temacie "zdrady Premiera Tuska".